
Zdaniem doktora Stanisława Łapińskiego z Uniwersytetu Rolniczego im. Hugona Kołłątaja w Krakowie, wzrost liczby przeciwników hodowli futerkowych, ma związek z tym, że ludzie są coraz mniej związani z wsią. – Ludzie nie kojarzą produktu żywnościowego z żywym inwentarzem. Nie widzą, że szynka znajdująca się w ich lodówce pochodzi ze zwierzęcia, które ktoś musiał wyhodować i w końcu zabić – wyjaśnia badacz z małopolskiej uczelni.
– To, że w jakiejś rodzinie bije się dzieci, nie znaczy, że trzeba odbierać dzieci wszystkim rodzicom – tak doktor Łapiński komentuje propozycję, by zakaz hodowli zwierząt futerkowych.
– Dobre imię uczciwych hodowli niszczą pseudohodowle. Obrazy z tamtych miejsc trafiają do mediów i ludzie wierzą, że norki czy szynszyle mają tak źle – tłumaczy badacz i dodaje, że wszyscy naprawdę zainteresowani losem zwierząt powinni sami wybrać się do hodowli i zobacz, jak jest naprawdę, bez opierania się na opowieściach z Internetu.
Trzeba mieć świadomość, że hodowla zwierząt futerkowych nie różni się pod względem ideologicznym od hodowli trzody chlewnej. Na „korzyść” norek przemawia to, że są miłe, ładne i fotogeniczne.

Ostatecznie wydaje się, że całkowity zakaz to krok radykalny, podyktowany względami emocjonalnymi, a nie racjonalną analizą zysków i strat. Warto, żeby w dyskusji używać argumentów rzeczowych, realnych liczb i wartości, a nie – nawet najbardziej szczytnych – fraz.